Olaf Loska z PTS Janosik zdobył złoty medal Pucharu Polski Juniorek i Juniorów Młodszych  – IV Memoriału Józefa Wiśniewskiego rozgrywanego w Bytomiu.  To jeden z najsilniej obsadzonych turniejów judo w tej kategorii wiekowej.  W sobotę młody bielszczanin wygrał w kategorii do 60 kg, w której startowało aż 43 zawodników.

Po dwóch zwycięstwach w walkach eliminacyjnych (Kacper Rola z Startu Radom  i Daniel Górka z Okay Opole), drogę na podium bielszczaninowi otwarło pokonanie w ćwierćfinale Wojciecha Koziołka z UKS Dwójka Rydułtowy.

W półfinale zawodnik PTS Janosik wygrał z Kacprem Zgrajką ze Spartakuja Lublin, zaś w finale okazał się lepszy od Adama Majewskiego z Praskiego Centrum Sportu Warszawa.

Olaf Loska jest stypendystą Urzędu Miejskiego w Bielsku-Białej. Zwycięstwo młodego zawodnika PTS Janosik to jeden z największych sukcesów w historii PTS Janosik, który powstał w 2012 roku.

 

Basia K. – nasza nowa autorka – opowiada z przymrużeniem oka o tym, jak przeżyć w szpitalu, nie zwariować i uratować… uśmiech na twarzy.

Miałam ostatnio przyjemność (choć to słowo, to lekka przesada) odbyć krótki pobyt w szpitalu, a tam… same przeboje. A oto jak wszystko się zaczęło.

Dzień dobry, że tak pozwolę sobie skłamać, jak zwykł mawiać poeta. Proszę podać imię i nazwisko – powiedziała do mnie spod łba pani rejestratorka. Odkłoniłam się, podałam imię i nazwisko, a pani je zanotowała na małej karteczce, przypięła do niej małą szpilkę i… kaseta maszyny losującej jest pusta, następuje zwolnienie blokady, a karteczka została przypięta do tablicy korkowej do pokoju numer 100. A tam, oprócz mnie, pacjentką była niejaka pani Grażyna H. Czym się rejestratorka kierowała, umieszczając mnie akurat tam? Nie wiem, ale na pewno nie wiekiem, bo od razu po wejściu do sali, zorientowałam się, że wspólnie miałyśmy ponad setkę.

Rozgościłam się. Dostałam najlepsze łóżko pod oknem, ze świeżym powietrzem, co mogło być przydatne, bo atmosfera była już gęsta, gdy weszłam. Do godziny miałam na przeciwko siebie kolejną panią ze wskazaniami od bliskich, którzy ją przywieźli. – Nie uciekaj, bo i tak do domu nie trafisz! I nie zaczepiaj ludzi, bo i tak nie dosłyszysz! – radzili troskliwi krewni. Po kolejnej godzinie miałyśmy komplet i jakieś trzysta lat łącznie w pokoju. Tym razem nowa pani miała problemy z mową. A więc podsumowując, miałam obok siebie niedosłyszącą panią z tendencją do ucieczki, druga to ta nie bardzo rozmowna i na końcu pani Grażyna H. z tendencją do smutku, okraszonego łzami. Szybko zostałam okrzyknięta najzdrowszą i już miałam mnóstwo zajęć. Z jedną panią chodziłam jako wsparcie do kaplicy i na ciastko, drugą obiecałam odprowadzić do toalety, a trzeciej puścić telewizor. W sumie i tak wyobrażałam sobie, że porozumienie, jeśli w ogóle zaistnieje, nie odbędzie się bez barier. „Na szczęście jakoś poszło, jakoś poszło”, jak mawiał Shrek.

A jak się przełamuje lody w takich okolicznościach? Ano, tak samo jak w małżeństwie, czy wśród znajomych – nie cichaczem, nie pod kołdrą, nie rumieniąc się zbytnio… puszcza się bąka! 😉 A że działa to jak domino, to po chwili nieważne jest, kto zaczął, ważne że będziemy miały co wspominać, gdy każda już wróci do domu. Pierwszy dzień pobytu rozwiał wszystkie moje wątpliwości, co do przyjaźni międzyludzkiej oraz konwenasów. Gdy byłam małą i mamusia mówiła, co wolno, a czego nie wolno, to między innymi była mowa o etykiecie. Ale szpitalne łóżka rządzą się swoimi prawami i nawet savoir vivre pozostaje tu bezradny. Zresztą, może to i lepiej..?

Kiedy zostałam ostatecznie przydzielona do innego pokoju, to poznałam panią, która opowiedziała mi trochę o kulisach bycia teściową oraz drugą panią – zaangażowaną matkę Polkę. Dużo się nasłuchałam i dużo też się nauczyłam. Inny pokój, to inne osobowości. Dodajmy, że wyjątkowe, a jak się poźniej okazało – w chwilach cierpienia (z głodu) – bardzo pomocne. Zatroskane panie w średnim wieku (chociaż według klasyfikacji Światowej Organizacji Zdrowia już stare) miały usposobienie anioła… pachnącego siarką prosto z piekła. Mimo tego, sympatię do nich czuję do tej pory, co może być związane z tym, że karmiły mnie… no i nie chrapały… I rzecz jasna, były fankami wrzucania 2 złotych do telewizora, żeby móc oglądać nie byle co, bo nasz ulubiony serial!

Na koniec chcę powiedzieć, że bez względu na wszystko, nadal twierdzę, że starość jest piękna, a ludzi w słusznym wieku szanuję i podziwiam. I pragnę, żeby także mnie nadgryzł ząb czasu i udało się mi dożyć poważnego wieku.

Basia K. 

Śląski Ośrodek Fundacji Praesterno zaprasza na kolejny cykl bezpłatnych warsztatów dla młodzieży.

Źródło: praesterno.pl

W Miejskim Domu Kultury w Czechowicach-Dziedzicach wieczorem 28 października publiczność była świadkiem ciekawej kompilacji muzyki, tańca i mistrzowskiej mowy ciała.

Mowa oczywiście o przedstawieniu „Dance Away„, na które złożyła się fantastyczna muzyka celtycka w wykonaniu zespołu Carrantuohill, irlandzki taniec grupy Salake oraz pantomima Irka Krosnego.

Kanwą spektaklu były kłopoty personalne reżysera, chcącego skompletować obsadę do swojej pełnej przepychu, tancerek i piór rewii. Co prawda nie udało mu się takowej stworzyć, jednak widzowie mieli okazję zobaczyć, jak mogą przeplatać się ze sobą muzyka folkowa z energetycznym i niezwykle widowiskowym tańcem irlandzkim oraz dawką wspaniałego humoru, który zaprezentował jak zwykle niezawodny Irek Krosny. Pierwszy Mim Rzeczypospolitej w finałowej odsłonie spektaklu, kiedy wcielił się w postać „maestra”, dyrygował oklaskami niemal pięćset osobowej czechowickiej publiczności!

Burzą oklasków zakończyły się bisy dla zespołu Carrantuohill – klasa sama w sobie! I to nie tylko, jak przystało na muzykę celtycką, graną w Polsce, ale i w Irlandii. Zespół dał świetny popis swoich możliwości – z każdym rokiem Carrantuohill są lepsi, niczym stare wino, albo raczej pinta Guinessa. Zaś głośne popisy tancerek i tancerza z zespołu Salake, mogły dać choć namiastkę tego, co czasem dzieje się podczas wieczornych sesji muzycznych w dublińskich pubach, gdzie goście godzinami raczą się rzeczonym Guinessem.

Tekst i foto: Damian Żbel

Przedstawienie „Król Maciuś Pierwszy Teatru Lalek Banialuka na motywach powieści Janusza Korczaka, wyreżyserowane przez Konrada Dworakowskiego, otrzymało  Nagrodę Złocisty – Grand Prix Międzynarodowego Festiwalu Teatrów dla Dzieci i Młodzieży Korczak w Warszawie. Ponadto wyróżniono Marikę Wojciechowską za plastykę spektaklu oraz Piotra Klimka za muzykę do przedstawienia. Spektakl skierowany jest do starszych dzieci i młodzieży. W spektaklu pada niewiele słów, mimo tego widowisko podejmuje ważne i uniwersalne tematy: odpowiedzialności za siebie i innych, władzy, wojny, ale także relacji międzyludzkich, przyjaźni i potrzeby bliskości.

W październiku przedstawienie gościło także na Międzynarodowym Festiwalu Teatrów Lalek Spotkania w Toruniu, gdzie kompozytor spektaklu – Piotr Klimek otrzymał nagrodę za najlepszą muzykę.

Budowana za pomocą obrazów, opowieść o samotności dziecka wobec zadań, które są ponad jego siły spotyka się z bardzo dobrym odbiorem zarówno jurorów jak i młodych widzów.

W maju przedstawienie zdobyło Nagrodę Jury Dziecięco-Młodzieżowego Festiwalu Teatrów Ożywionej Formy Maskarada w Rzeszowie za najlepszy spektakl. „Jury postanowiło nagrodzić w ten sposób problematykę poruszoną w spektaklu, grę aktorów oraz oprawę scenograficzną. W szczególny sposób komisja doceniła interakcję głównego bohatera z widownią, co pozwoliło głębiej wniknąć w jego świat.”

Źródło: Banialuka 

Od dawna jesteśmy pod wrażeniem pracy, jaką wykonuje jeszcze jedno miejsce z BB w nazwie – redakcjaBB. Młodzi ludzie w wieku 14-25 lat przelewają na papier magazynu i na strony portalu redakcjaBB swoje przemyślenia i obserwacje, również te związane z Bielskiem-Białą. Projekt redakcjaBB przyciąga błyskotliwych, młodych autorów, których zadaniem jest znajdowanie oryginalnych osób i inspirujących wydarzeń kulturowych, o których warto mówić i pisać. W Bielsku-Białej od lat brakuje miejsc, tętniących niezależną, młodą kulturą, miejsc które przyciągałyby kreatywne osoby i siały konieczny dla rozwoju miasta ferment. Publikując materiały zespołu redakcjaBB, chcemy powiększyć grono ich odbiorców. A przy okazji, cieszymy się, że tak dobre teksty i filmy wzbogacają strony naszego portalu 🙂

 

Zapraszam na podróż po miejscach już nieistniejących, a tak bliskich wielu bielszczanom. Kawiarnie – to w nich nawiązywano znajomości, tutaj spotykali się przyjaciele, zakochani. Małe kina miały klimat, a nie klimatyzację, jak te w dużych multipleksach.

Zapewne wielu z Was nie pamięta już tych punktów na mapie naszego miasta, które kiedyś jednak tętniły życiem. W tym artykule chciałabym więc przybliżyć ich klimat i magię oraz przywołać wspomnienia wszystkim, którzy w nich bywali.

Rozmowy, tańce i wagary przy kawie

Do jednych z najsłynniejszych lokali należała „Patria” na ul. Wzgórze. Była to restauracja w stylu retro, jej wystrój przypominał zamkowe wnętrza, odbywały się tam wspaniałe dancingi przy akompaniamencie orkiestry. Bywali tam niemalże wszyscy mieszkańcy Bielska-Białej. Mnie udało się jeszcze odwiedzić “Patrię”, jak byłam mała, z mamą i babcią, lecz już wtedy okres jej świetności dawno przeminął. Została zamknięta w latach 90. Na jej miejscu znajduje się galeria.

Na ulicy 1 Maja znajdowała się piękna kawiarnia „Teatralna” z dużą, dwupoziomową salą i schodami, które prowadziły na balkony. Miała swoisty klimat, który sprawiał, że była popularnym miejscem spotkań. Ludzie spotykali się tam po to, by wypić kawę, można było tam także coś zjeść. Teraz lokal czeka na kogoś, kto – być może – przywróci mu dawny blask.

Innym przykładem jest „Parkowa”. Znajdowała się ona przy Parku Słowackiego. Najczęściej spotykała się tam młodzież. Często zamiast w szkole spędzali czas właśnie w tej kawiarni. Wystrój nie był zbyt wyrafinowany, ale było tam bardzo przytulnie. Na zewnątrz znajdował się taras ze stolikami, który latem przyciągał wielu gości. Teraz jest tam sklep.

„Bajka” – to przez nią codziennie przewijały się tłumy młodzieży. Znajdowała się w pobliżu budynku BWA. Mieściła się w piwnicy, posiadała trzy sale. Panował tam artystyczny nastrój. I w tym momencie chciałabym przytoczyć pewną ciekawą historię, którą opowiedziała mi babcia. Będąc właśnie w tej kawiarni, zauważyła, ż siedzący kilka stolików dalej mężczyzna pilnie jej się przypatruje. Z początku zlekceważyła to. Jednak po jakimś czasie zorientowała się, że ów człowiek nadal ją obserwuje, co ją zaniepokoiło i poirytowało. W końcu mężczyzna wstał i wychodząc z kawiarni, położył mojej babci na stoliku jej portret, który wcześniej narysował. Później okazało się, że był to profesor Akademii Sztuk Pięknych.

Do bardzo lubianych miejsc należał również „Murzynek” z przyjemną, swojską atmosferą. Pachniało tam kawą i ciastkami. Była to kawiarnia i cukiernia. Tam przy dobrym ciastku i herbacie z rumem zazwyczaj spotykali się starsi ludzie. Jakieś dziesięć lat temu lokal został zamknięty.

Był też „Frykas” z najlepszymi lodami – ulubione miejsce dzieci, jak i dorosłych. Znajdował się przy ul. Wzgórze, niedaleko zamku. Kto z nas nie chciałby, by chociaż jedno z tych miejsc powróciło albo znalazło swojego godnego następcę…

Przeminęły z wiatrem…

Dawniej mało kto posiadał w domu telewizor, chodziło się do kin. Były mniejsze i również o skromniejszym repertuarze niż teraz. Mimo to cieszyły się wielką popularnością, bo miały swój klimat. Ileż to trzeba było zachodu i stania w kolejce, żeby dostać się na konkretny seans!

Obok siebie były dwa kina – „Rialto” i „Apollo”, o specyficznej atmosferze. To tam wyświetlano największy przebój dużego ekranu – „Przeminęło z wiatrem”. Dla bielszczan to była sensacja! Bilety wykupywano z dwumiesięcznym wyprzedzeniem. Sale były małe i przytulne. Teraz znajdują się tam sklepy z ubraniami.

Po kinie „Wanda” nie ma już śladu – zostało zmiecione z powierzchni ziemi, choć był to zabytek. Mieściło się w bardzo urokliwym, charakterystycznym budynku obok ratusza. Później postawiono tam pomnik ku czci radzieckiej armii. – Mało razy stałam w kolejce ze strachem, że nie dostanę biletów na wymarzony seans? Jednak opłacało się, gdyż niczego nie wspominam lepiej niż tej dusznej, zatłoczonej sali i gwaru, który mimo wszystko nie przeszkadzał w cieszeniu się z oglądanego filmu – wspomina moja mama.

Bielsko-Biała było kiedyś miastem tętniącym życiem towarzyskim. Teraz, niestety, nie ma już takich miejsc, już nigdy nie powrócą. Żyją jedynie we wspomnieniach ludzi. Teraz w naszym mieście mamy pełno kawiarni, nie brakuje również kin, ale czy one zapiszą się w naszej pamięci, skoro wszystkie są bardzo podobne i nie mają duszy?

Tekst: Justyna Lameńska

Korekta: Ewa Kuchta
Zdjęcia: Kryspin Muras

20 października, na uroczystości w Spółdzielczym Centrum Kultury „BEST” przy Spółdzielni Mieszkaniowej Złote Łany, laureaci XXXV Wojewódzkiego i XXI Ogólnopolskiego Przeglądu Dziecięcej i Młodzieżowej Twórczości Literackiej „Lipa” otrzymali nagrody z rąk prezydenta Bielska-Białej Jacka Krywulta oraz prezes spółdzielni Teresy Jasińskiej. Do Bielska-Białej zaproszonych zostało 100 młodych adeptów literatury.

Goście przybyli m. in. z Wrocławia, Warszawy, Kielc, ale też z okolicznych Mazańcowic, Milówki czy Łękawicy. Przez kilka tygodni jury w składzie Tomasz Jastrun, Jan Picheta, Juliusz Wątroba, Irena Edelman zapoznawało się z nadsyłanymi utworami literackimi. – U źródeł literatury i sztuki leży wrażliwość dziecka. Wielcy poeci, tacy jak Miłosz, Herbert czy Szymborska mieli tę wrażliwość. Ona jest konieczna dla artysty. Niestety większość dorosłych zatraca ją w miarę, jak życie sprawia, że skóra coraz bardziej im twardnieje – mówił w czasie uroczystości Tomasz Jastrun.

Z kolei bielski poeta, inicjator „Lipy” Jan Picheta (niedawno pracujący też dla portalu BB365.info) mówił: – z roku na rok zauważam, że coraz mniej dzieci pisze o przyrodzie. Myślę, że wiąże się to z przebywaniem młodych ludzi w świecie mediów elektronicznych. To wymusza też kolejną rzecz, a mianowicie przewagę prozy nad poezją w twórczości młodych ludzi.     SMS-y czy maile sprawiły, że krótkie formy nierymowane są dziś dużo bardziej popularne od wierszy. 

Finał „Lipy” rozpoczął występ Anety Ryncarz. Ta śpiewająca poetka, niegdyś laureatka Lipy, ma na swoim koncie m.in. współpracę z Januszem Radkiem i Jackiem Kasprzyckim. Po rozdaniu nagród odbyły się warsztaty w czasie których laureaci konkursu mogli popracować nad warsztatem pisarskim razem z „zawodowymi” poetami z jury.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Wawak

Nie znamy jeszcze daty premiery nowego filmu Szymona J. Wróbla „Ojciec, czyli o Pieronku”, ale znamy już plakat, który będzie go promował. W kolejnym filmie Szymon plakatem przypomina o słynnej „Polskiej Szkole Plakatu”, której jeden z przedstawicieli mieszka w… Łodygowicach.  Dr Sebastian Kubica, bo o nim mowa, już po raz drugi jest twórcą plakatu do filmu Wróbla, pierwszy stworzył do filmu „Z domu…” (niedawno emitowanego na TVP Kulturze).

– To dla mnie wielka radość, że po raz drugi mogę współpracować z tak wybitnym twórcą, jakim jest Sebastian i nie mówię tych słów na wyrost, wystarczy spojrzeć choćby na listę jego nagród. Bardzo cenię zarówno jego wielki talent, oraz to, jakim jest człowiekiem. Mam nadzieję, że o słynnej Polskiej Szkole Plakatu, będzie się przypominać coraz częściej, a Sebastian jeszcze kiedyś stworzy jakiś plakat do mojego filmu.- mówi Szymon J. Wróbel.

Określenie Szkoły Polskiego Plakatu powstałe w latach 60. XX w., używane wobec grupy polskich artystów-plakacistów, którzy zdobyli międzynarodowy rozgłos.

Polska Szkoła Plakatu – ten termin zapewne znają wszyscy. Przez długie lata polscy twórcy tworzący plakaty promujące filmy, przedstawienia teatralne, czy muzykę swoimi pracami zachwycali odbiorców na całym świecie. Dziś wiele z tych plakatów uważanych jest za dzieła sztuki, a kolekcjonerzy traktują je wręcz jak ‚rarytasy’. Niestety, obecnie filmy są już bardzo rzadko promowane plakatami rodzimych artystów. Najczęściej na naszych ulicach zobaczyć możemy tzw. „oficjalne plakaty”, które zaprojektowane zostały pod okiem producentów, przez nich zaakceptowane i obowiązują na całym świecie. – pisał dla portalu Filmweb Marcin Kamiński.

Nowy dokument Szymona J. Wróbla podobnie jak dwa jego poprzednie filmy, to niezależne produkcje, więc żaden producent nie ingerował ani w treść filmu, ani w charakter plakatu.

– Dzięki życzliwości wielu osób, a zwłaszcza Pana Mieczysława Pieronka, wszystko wskazuje na to, że już niebawem podamy datę premiery filmu. Prace są na ostatniej prostej. Mogę powiedzieć, że będzie to dla mnie bardzo ważny i wyjątkowy film. Nie mogę się doczekać, kiedy zabierzemy widzów w 88 minutową podróż, gdzie jak w życiu pojawiać się będą różne emocje i padnie sporo istotnych słów.- mówi Szymon J. Wróbel

„Ojciec, czyli o Pieronku”, jest to niezależny film dokumentalny o jednej z najważniejszych postaci w polskim Kościele, ale nie tylko. Pochodzący z Żywiecczyzny Biskup Tadeusz Pieronek ma na swoim koncie doktorat Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego z zakresu prawa kanonicznego i habilitację Akademii Teologii Katolickiej w Krakowie. Z ramienia Stolicy Apostolskiej od 1990 roku uczestniczył w rokowaniach z rządem RP w sprawie zawarcia konkordatu. Od 1987 roku krajowy duszpasterz prawników. W latach 1993-1998 pełnił funkcję sekretarza generalnego Konferencji Episkopatu Polski. A na Metropolitalnym Wyższym Seminarium Duchownym w Krakowie wykładał od 1965 roku. Spod jego skrzydeł wyszło wielu duchownych, którzy dziś są ważnym głosem w Kościele. Jaki wpływy na historię Biskupa Pieronka, urodzonego w 1934 roku miało pochodzenie, rodzinne Radziechowy? Rodzinne relacje, gdzie tata, brat i on za swoje zasługi otrzymali najwyższe odznaczenia? Jaki wypływ miała kultura góralska, wiersze, czasy okupacji i mało znana historia jego wybitnego taty? Ten film ma pokazuje historię człowieka, księdza, z Żywiecczyzny- mieszkającego na Wawelu(!), który chętnie rozmawiał z młodzieżą na Przystanku Woodstock i nigdy nie unikał trudnych tematów. Ten film przypomniana historię Władysława Pieronka, ojca ks. Biskupa, kronikarza, legionisty, społecznika, samorządowca, który w swojej działalności walnie przyczynił się do powstania m.in. pierwszego „wiejskiego kina” w Polsce i który do końca został patriotą.

Sebastian Kubica

W 1995 roku ukończył Państwowe Liceum Sztuk Plastycznych im. Juliana Fałata w Bielsku – Białej.  Jest absolwentem Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie na Wydziale Grafiki w Katowicach.  Zajmuje się, projektowaniem graficznym, rysunkiem, ilustracją, grafiką artystyczną.  W 2012 roku uzyskał stopień naukowy doktora habilitowanego sztuki w dziedzinie sztuk plastycznych w dyscyplinie artystycznej sztuki piękne. Obecnie prowadzi autorską pracownię plakatu i ilustracji w Zakładzie Projektowania Graficznego w Instytucie Sztuki Wydziału Artystycznego w Cieszynie Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Prowadzi również wykłady i warsztaty dla studentów z projektowania graficznego na Uniwersytetach w Polsce i za granicą m.in. w Czechach, na Węgrzech, w Rumunii, we Włoszech i Chile. Jest jurorem konkursów artystycznych w Polsce i za granicą. Jest autorem kilkudziesięciu wystaw indywidualnych i uczestnikiem ponad stu prezentacjach zbiorowych w kraju i za granicą m.in. Węgry, Rumunia, Francja. Finlandia, Iran, Chiny, USA, Japonia, Korea. W 2008 roku uzyskał roczne stypendium twórcze Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Od 2014 roku jest członkiem FECO Poland (FEderation of Cartoonists Organizations). Od 2015 roku jest członkiem AGI (Alliance Graphique Internationale).

Najważniejsze nagrody:

  • Nagroda równorzędna, Konkurs Graficzny im. Józefa Gielniaka, Jelenia Góra, 2003, Polska
  • Brązowy Medal, International Poster Triennial in Toyama, 2003, Japonia
  • Srebrny Medal, Biennale Plakatu Polskiego, Katowice, 2003, Polska
  • Brązowy Medal, Międzynarodowe Biennale Plakatu, Warszawa, 2004, Polska
  • Nagroda Prezydenta Miasta Sosnowca, Biennale Plakatu Polskiego, Katowice, 2006, Polska
  • II nagroda, I Międzynarodowe Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego, Oświęcim, 2006, Polska
  • Brązowy Medal, The International Poster Biennial, Ningbo, 2007, Chiny
  • Nagroda Prezydenta Miasta Bielska- Białej, Biennale Plakatu Polskiego, Katowice, 2008, Polska
  • Złoty Medal, Międzynarodowa Wystawa „Satyrykon”, Muzeum Miedzi, Legnica, 2011, Polska
  • Wyróżnienie, Międzynarodowa wystawa rysunku satyrycznego „SATYRYKON”, Muzeum Miedzi, Legnica, 2012, Polska
  • Nagroda, Awakening World Awards Festival, Teheran, 2012, Iran
  • Nagroda Fundacji AnStifte, IV Międzynarodowe Biennale Plakatu, Społeczno-Politycznego, Oświęcim, 2012, Polska
  • Pierwsza Nagroda, V Międzynarodowe Biennale Plakatu Społeczno-Politycznego, Oświęcim, 2014, Polska
  • Wyróżnienie honorowe, II Międzynarodowe Biennale Plakatu, Bielsko – Biała, 2015, Polska
  • Wyróżnienie Galerii Plakatu AMS, 400 rocznica śmierci Williama Szekspira „Szekspir ∞”, 2015, Polska

Źródło: Jego Oczami

 

Szczyrk rzuca rękawicę pozostałym beskidzkim kurortom narciarskim. Od tego sezonu Wspólny Skipass obejmował będzie ofertę Szczyrkowskiego Ośrodka Narciarskiego (Tatry Mountain Resorts Polska), Centralnego Ośrodka Narciarskiego i Beskid Sport Areny. 

Ponad 40 kilometrów tras narciarskich i jeden, wspólny skipass mają przyciągnąć turystów z województwa śląskiego i nie tylko. Ponadto karnet sezonowy na karcie gopass.pl czyli Sprytna Sezonówka będzie ważny przez cały sezon narciarski. Tylko do końca października koszt zakupu Sprytnej Sezonówki to 899 złotych. Karnet umożliwia również darmowe korzystanie ze stoków w ośrodkach Tatry Mountain Resorts na Słowacji przez okres pięciu dni.

– Jeszcze dwa lata temu niektórzy, słysząc o naszych planach rozwiązań komunikacyjnych, mówili: „panie burmistrzu, pan to jest marzycielem”. Dziś marzenia zaczynają się spełniać. Razem z COS-em, Szczyrkowskim Ośrodkiem Narciarskim i Beskid Sport Areną chcemy wspólnie zorganizować darmową komunikację w mieście. Wg planów bezpłatna komunikacja ma ruszyć 1 grudnia. Autobus będzie zabierał 80 osób. Dzięki takiemu rozwiązaniu rozładujemy korki i ograniczymy ruch samochodowy, a co za tym idzie również skażenie powietrza – mówił w czasie konferencji prasowej burmistrz Szczyrku Antoni Byrdy. Plany przewidują lokalizację przystanków w Skalitem, Szczyrku Gondoli, przy Solisku i w Szczyrku Biłej.

Szczegóły oferty znaleźć można na prezentacji poniżej.

Tekst i zdjęcia: Tomasz Wawak
Materiały graficzne: Miasto Szczyrk

Nastroje przed meczem były wyjątkowe dobre. Było to widać po frekwencji. Udało się sprzedać aż 11621 wejściówek.

W 24. minucie, po podaniu Łukasza Hanzla, Paweł Oleksy strzelił głową pierwszego gola w meczu. Już 7. minut później Dawid Plizga niespodziewanie wyrównał wynik, zakańczając pierwsza połowę. Druga połowa to nieudane akcje obu drużyn. W końcowej minucie meczu Podbeskidzie miało sporą szansę na gola, ale to Katowiczanie strzelili bramkę na kilka sekund przed gwizdkiem sędziego.

Trener Adam Nocoń mówił po meczu: – jakbym miał ocenić mecz to uważam, że w pierwszej połowie byliśmy zespołem gorszym od GKS-u, graliśmy za mało agresywnie. Jeśli chodzi o drugą połowę to na pewno zagraliśmy nieźle, była już większa agresja, większa szansa była na to, żebyśmy strzelili bramkę niż stracili. Myślę, że był to mecz na remis i nie wolno nam było przegrać tego meczu, w takich okoliczności, że mieliśmy sytuację stuprocentową, a tracimy bramkę w 93 minucie, a można było temu zapobiec. Taka jest piłka, że trzeba grać do końca i czasem mimo wszystko szanować remis. 

Podbeskidzie – GKS Katowice 1:2 (1:1)

Bramki: 24′ Oleksy – 31′ Plizga, 90′ Błąd

żółte kartki: Hanzel – Frańczak

TSP: Fabisiak – Oleksy (46′ Sierczyński), Wiktorski, Malec, Moskwik – Hanzel, Rakowski – Kozak (83′ Sobczak), Iliev, Sierpina – Sabala (66′ Tomczyk)

GKS: Nowak – Frańczak, Midzierski, Kamiński, Mączyński, Cerimagić (79′ Prokić), Mandrysz (69′ Skrzecz), Plizga (79′ Foszmańczyk), Sulek, Błąd – Kędziora

Tomasz Wawak

Foto: TSP