Jego zespół niedawno wydał świetny drugi album „Czarna Madonna”. Już po raz drugi jest dyrektorem artystycznym Męskiego Grania. Niektórzy chcieliby widzieć w nim lidera całego projektu, ale Tomek podkreśla, że frontmanów jest trzech: Monika Brodka, Piotr Rogucki i on. Dosłownie na moment przed koncertem na żywieckiej scenie udało mi się porozmawiać z Tomkiem o Męskim Graniu, o tym dlaczego piosenki warto pisać po polsku, o wrażeniach z wycieczki na Szyndzielnię oraz o jego planach na przyszłość. 

Tegoroczna trasa „Męskiego grania” za chwilę przejdzie do historii. Czym różniła się od poprzedniej?

Może to co powiem to banał, ale przede wszystkim ludźmi, którzy zmienili się w Orkiestrze Męskiego Grania. To ważne, bo nowi ludzie oznaczają nową energię. Dlatego wspólna praca w tym roku była całkiem inna. Kiedy po jakimś czasie wszystko zaskoczyło, uzyskany efekt był rewelacyjny.

Razem z Brodką i Piotrem Roguckim jesteś twarzą tegorocznego Męskiego Grania. Dodatkowo pełnisz funkcję dyrektora muzycznego. Czym się dokładnie zajmowałeś?

Funkcja polegała na doborze repertuaru, na opracowywaniu aranży, na prowadzeniu prób. Akurat dziś mieliśmy próbę o siódmej rano, więc sporym wyzwaniem było wstanie o tej porze. Ogólnie mówiąc, sprawowałem pieczę nad wszystkim, oczywiście cały czas pozostając w porozumieniu z Moniką i Piotrem.

Porozmawiajmy o Twojej muzyce. Czerpiesz sporo z amerykańskiego bluesa, natomiast Twoje teksty opowiadają o polskiej rzeczywistości. Na zachodzie w poprzedniej dekadzie pojawiła się moda na powrót do bluesa. Mówię o takich zespołach, jak The White Stripes czy The Black Keys. W Polsce to Ty przypomniałeś ten gatunek, ale poza Waglewskimi nie wielu poszło w tę stronę…

W Polsce wielu muzyków adoptuje bluesa, ale śpiewają teksty po angielsku. Tymczasem chodzi o to, żeby z bluesa wyciągnąć to, co jest jego kwintesencją. Blues wywodzi się z muzyki amerykańskich czarnych niewolników i pracowników. Był więc wypełniony tęsknotą za wolnością. To jest opowieść, która ma tę tęsknotę pokazać przy pomocy kilku, powtarzających się akordów. I ja po prostu napisałem takie proste ballady. Okazało się to odkrywcze, ale w sumie nie jest to nic nowego. Bo to jest istota bluesa. Podobnie zrobił Bartek Waglewski, pisząc współczesne teksty do muzyki Kim Nowak. Nie można złowić słuchaczy na angielskie teksty, które nas nie dotyczą. Ludzie chcą słuchać historii o ich wspólnych emocjach. Dlatego namawiam polskich artystów do pisania po polsku, tak aby publiczność odnajdywała siebie w tych piosenkach.

No właśnie nie widziałbym Cię na festiwalu typu Rawa Blues Festival, gdzie grywa się klasykę tego gatunku.

Dlaczego? Po prostu nie grałbym „Sweet Home Alabama” po angielsku, bo po co mam to robić. Robiło to przede mną milion innych osób, zresztą lepiej niż zrobiłbym to ja. Nie śpiewałbym o Alabamie, bo nie znam tego stanu, nie wychowałem się tam. Śpiewałbym o czymś, co znam.

Na przykład o podsuwalskich Raczkach, z których pochodzisz?

No tak. Bo to jest moja Alabama.

Czy będąc na Podbeskidziu i Żywiecczyźnie miałeś czas coś zwiedzić?

Jestem w tych okolicach kolejny raz. Uwielbiam Bielsko-Białą. Jest to piękne miasto. Bardzo podoba mi się malownicza droga z Bielska do Żywca. Żywiec też jest przepiękny. A w zeszłym roku byłem na koncercie Voo Voo na Szyndzielni. Mógłbym się u was osiedlić, pomimo że te regiony są zupełnie inne od moich rodzinnych pojezierzy.

Na koniec pytanie o przyszłość. Jakie są Twoje plany po wydaniu ostatniej płyty „Czarna Madonna”?

Myślę o trzeciej płycie. Na razie bez konkretów. Zastanawiam się nad nowym kierunkiem, w którym zespół Ørganek powinien pójść. Zawsze idę za swoją intuicją i ona mi podpowiada, że powinniśmy zrobić coś inaczej. A jesienią mamy intensywną trasę koncertową.

Zapraszamy znowu do Bielska-Białej. W tym roku już u nas byłeś.

Tak, graliśmy w Bielskim Centrum Kultury. A poprzednio występowaliśmy w Galerii BWA. Zawitamy do Was wkrótce.

Rozmawiał Tomasz Wawak

Foto: Tomasz Wawak. Zdjęcie u góry: Youtube. 

Ørganek już w listopadzie na koncercie w Klubie Klimat! Szczegóły tutaj.